16. Opasane boki
2022-07-12
Opasane boki
To, co w języku potocznym można by nazwać „hasłem” niebiańskiej Pani, brzmiało: „Poświęcajcie się za grzeszników”. I możemy powiedzieć, że od kilku miesięcy wizjonerzy robili, co mogli, żeby je wypełniać w narastającym rytmie, nigdy nie ulegając złudzeniu, że wystarczy już to, czego dokonali.
Często pościli, często nie tylko powstrzymywali się od jedzenia, ale również spędzali całe dni nic nie pijąc, a jeszcze nie byli z siebie zadowoleni.
Pewnego dnia Hiacynta przy zbieraniu kwiatów dotknęła niechcący jednej z pokrzyw, które rosły dokoła, i poczuła gwałtowne ukłucie.
- Mamy jeszcze coś, czym możemy się umartwiać – wykrzyknęła nie zastanawiając się ani przez chwilę. Zachęciła towarzyszy, żeby postąpili jak ona, to znaczy, żeby ścisnęli mocno roślinę w dłoniach. Kilka dni po czwartym objawieniu, a więc już pod koniec sierpnia, znaleźli na ścieżce kawałek sznura. Łucja podniosła go, dla żartu owinęła go sobie wokół ręki i mocno zacisnęła. Czując, że sprawia jej to ból, powiedziała kuzynom:
- Wiecie, co sprawia ból?... Trzeba zacisnąć sobie sznur w pasie i ofiarować to poświęcenie Panu Bogu!
Franek i Hiacynta nie mieli nic przeciwko temu. Za pomocą ostrego kamienia podzielili sznur na trzy części i każde z nich zacisnęło go najmocniej jak tylko mogło na gołym ciele.
Albo dlatego, że był gruby i szorstki – napisała Łucja – albo dlatego, że czasem zbyt mocno go zaciskaliśmy, to narzędzie pokuty powodowało okropne cierpienie, do tego stopnia, że Hiacynta często nie była w stanie powstrzymać łez. Kiedy jednak doradzano jej, żeby zdjęła sznur, odpowiadała zaraz: - Nie! Chcę ofiarować to cierpienie Panu Bogu za zadośćuczynienia za zniewagi, jakie Go spotykają, i za nawrócenie grzeszników.
Jest się czemu dziwić! Anachoreci, pokutnicy, spowiednicy, żyjący w celibacie, jednym słowem święci ze wszystkich epok uciekali się i uciekają nadal do takiego samego albo jakiegoś podobnego sposobu pokuty, ale w większości wypadków, żeby lepiej panować nad swoimi instynktami, lub żeby karać i poskramiać na własnym ciele ryczącą bestię żądz.
(c.d.) Ta trójka niewinnych dzieci, w których duszach bestia jeszcze nie ryczała miała ciała równie niewinne jak dusze, przeniknięte nadprzyrodzonym światłem, a jednak udręczała je i karała jedynie po to, żeby ukarać w nich ciała innych ludzi, które stały się narzędziami grzechu. Bez najmniejszej wątpliwości znaleźliśmy się w cudownym królestwie łaski!
To prostaczkowie, ich wykształcenie religijne jest nadal skromne, właściwie szczątkowe, ich wychowanie ascetyczne – właściwie negatywne. Kieruje więc nimi wyłącznie niebiańskie objawienie i głębokie oddziaływanie Ducha Świętego.
Byli już przepasani srogim narzędziem pokuty, kiedy Hiacynta miała wizję papieża, wielkiego cierpiętnika, który na podobieństwo Chrystusa jęczy i krwawi za niewierności i zdrady, jakich dopuszczają się ludzie.
Ujrzała go w bardzo wielkim domu, klęczącego z twarzą ukrytą w dłoniach, płaczącego. Na zewnątrz było bardzo dużo ludzi, niektórzy sięgali po kamienie, inni rzucali przekleństwa i wykrzykiwali niegodziwe słowa.
Ujrzała go również w kościele Niepokalanym Sercem Maryi, jak modli się, gdy tymczasem na zewnątrz ulice, ścieżki i pola pełne były ludzi, którzy płakali z głodu i nie mieli nic do jedzenia…
Ujrzała go takim, jakim naprawdę był, jest i będzie, dopóki uparcie zbuntowane i rozproszone stado nie wróci w pokorze do owczarni.
„Biedny Ojciec Święty!...” On także nosi na żywym ciele bardzo ostrą włosiennicę.
I niewinna dobrowolna ofiara radowała ją, że także ona, choć taka mała, może dzielić cierpienie z największym ze wszystkich ludzi i z tej samej przyczyny.
(c.d.) Wizyty, wywiady, wypytywania, jakie zaczęły się natychmiast po pierwszym objawieniu, stawały się coraz liczniejsze, coraz bardziej natarczywe i nużące. Do Aljustrel bez ustanku napływały samochody i ciągnięte przez zwierzęta pojazdy pełne najrozmaitszych ludzi, którzy domagali się ujrzenia wizjonerów i chcieli za wszelką cenę z nimi rozmawiać.
Dzieci były tym wszystkim przytłoczone. Jeśli tylko mogły, unikały długich i tendencyjnych wypytywań, wymykając się, kryjąc, robiąc uniki, czasem ze sporą dozą przebiegłości. Ale najczęściej musiały się poddać i często nie mogły nawet pilnować owiec, tak wielki był natłok i taka natarczywość odwiedzających.
Pewnego dnia pojawiło się trzech panów, którzy poddali je śledztwu w całym tego słowa znaczeniu policyjnemu. Wielki nacisk kładli na tajemnicę i, jak się wydaje, chcieli dotrzeć do niej za wszelką cenę. Ale dzieci trzymały się dzielnie. Jakież znaczenie ma dla tych posłańców to, co Matka Boska im – tylko im – zawierzyła? Skoro wszystko – wygląd, ton głosu, spojrzenie, źle skrywany cynizm – wskazywało, że bynajmniej nie należą do kategorii osób pobożnych, po cóż tak się interesują czymś, w co nie są skłonni uwierzyć?
Faktem jest, że także oni musieli wrócić z pustymi rękami.
- Ale pomyślcie o tym dobrze – napominali, kiedy odchodzili, zgrzytając ze złości zębami – pomyślcie o tym dobrze i zdecydujcie się, gdyż pan administrator gotów jest nawet was zabić!
Trzej mężczyźni, można by powiedzieć „trzej dzielni ludzie”! A Hiacynta – siedmioletnie dziecko – rzuciła im w twarze odpowiedź, po której powinni paść na kolana albo uciec ze wstydem, odpowiedź, po której tak czy inaczej powinni zblednąć:
- Dobrze! Tak bardzo kochamy Jezusa i Matkę Boską! W ten sposób szybciej się przy Nich znajdziemy!
Ta odpowiedź była wystarczająca dla nich i dla wszystkich administratorów na tym świecie, którzy muszą stale przekonywać się, że przeciwko „mocy Bożej” nic się nie da zdziałać, nawet jeśli owa moc skrywa się we wdzięcznych ciałach dziecięcych. A może nawet właśnie wtedy jest tym potężniejsza, by tym większe było zawstydzenie rzekomych „możnych” tej ziemi.
Jednak wysłannicy burmistrza Villanova sukces odnieśli, gdyż wzbudzili pewien lęk wśród bliskich wizjonerów.
(c.d.) ... Wysłannicy burmistrza Villanova sukces odnieśli, gdyż wzbudzili pewien lęk wśród bliskich wizjonerów.
Któż może zaręczyć, że ten wyzbyty wszelkich skrupułów człowiek nie sięgnie po środki ostateczne?
Niejeden bał się tego, a byli nawet tacy, którzy uważali to za rzecz pewną, której dowiedzieli się z wiarygodnego źródła. Tak więc… Lepiej bać się zawczasu i nie zwlekać z zamknięciem obory do chwili, kiedy znikną z niej wszystkie woły.
Obie rodziny, Marto i dos Santos, zebrały się na naradę i postanowiły wysłać na jakiś czas trójkę dzieci do swoich krewnych mieszkających w innym okręgu administracyjnym, gdzie burmistrz Villanova nie miał żadnej władzy.
Jednak dzieci wbrew oczekiwaniom, zdecydowanie odmówiły wyjazdu, kiedy powiedziano im o tym planie.
- Czy nie zdajecie sobie sprawy, że was pozabijają! – Wykrzykiwali zbici z tropu i zirytowani rodzice.
- Jeśli nas zabiją – odpowiedziała cała trójka chórem – tym lepiej. Szybciej znajdziemy się w raju.
Ukryta włosiennica udręczająca ich niewinne ciała była pancerzem, w którym czuli się bezpieczni.
"Fatima", I. Felici.